Tego lata Jareccy nie przewidzieli żadnej wyprawy w świat.
Świat więc przybył do nich.
I nie tylko do nich, świat zwalił się na głowy także Rodzicom Jareckim, siostrom Jareckiej i wielu, wielu krewnym i znajomym Jareckich, tak, że było z kim konferować na temat "co im dacie jeść?", względnie, na skróty: "z czym im robicie te pierogi?"
Znamienne, że tematy kulinarne mocno trzymały się na pierwszym miejscu.
Jedni przekonywali, że najlepiej nakarmić pielgrzymów polskimi potrawami, inni, że wręcz przeciwnie, bo delikatne żołądki forejnersów nie dadzą rady bigosowi. Dywagowano, czy wypada podjąć Włochów pastą naszą powszednią, czy to raczej obciach wystawiać się im na porównania. Chodziły słuchy, że Brazylijczycy jedzą wszystko a Chińczykom broń Boże nie dawać nabiału.
A tu co kraj, to obyczaj.
No bo kto by pomyślał, że czternastoletni Irakijczycy piją do posiłku wino bez mrugnięcia okiem? Bez mrugnięcia okiem ich pełnoletnich opiekunów także.
Zaprawdę, pielgrzymowanie to ciężki praca.
Po całym dniu chodzenia, czekania i czasem zwiedzania (we didn't see anything. Only gas stations), docierają ostatkiem sił do gościnnego domu a tam - o losie! - zastawiony stół i pałający braterstwem gospodarze gotowi by strzelać pytaniami "kto ty jesteś, jaki znak twój, gdzie ty mieszkasz".
Najpierw przyjechały Włoszki.
Cztery belissimy jak z obrazów Botticellego: Analisa, Syntessa, Pandora i Sefora, wszystkie nastoletnie.
(Mireckim, którzy za podszeptem nastoletnich synów złożyli zapotrzebowanie na trzy dziewczyny, przydzielono dziewczyny w wieku 35-65. Za to przemiłe)
Zdawało się Jareckiej, że wykuwanie kilku podstawowych słów w języku kraju, do którego się udaje, jest jakąś światową normą, toteż była zaskoczona, gdy w drugi wieczór Sefora zażyła ją pytaniem: What do you mean when you say "tak"? A przecież w maju Jarecka przez całą drogę do Italii wykuwała starannie: mi chiamo Roberto Bianchi! A te tu Wenusy nie wiedzą nawet jak jest po polsku "cześć"?
W akcie zemsty (vendetty! Vendetty!) za okazany jej ojczystemu językowi despekt Jarecka nawarzyła barszczu ukraińskiego i z satysfakcją patrzyła, jak dziewczęta rozpaczliwie popijają wodą każdy łyk. A potem mściwie dołożyła pierogami.
Miała z nimi jeszcze innego rodzaju porachunki; macierzyńska czułość, jaką wzbudziły w niej te dziewczęta bezwzględnie dała znać o szczegółach metryki.
Kilka dni później przybyli Chińczycy.
Trzech. Jesus, Alberto i Wu.
Czytelnicy mogą zabawić się w detektywów i spróbować odpowiedzieć na pytanie: którzy z tej trójki są dziećmi konkwistadorów przybyłych do Chin z misją ewangelizacyjną?
To spotkanie przywiodło Jareckich (po konsultacji z rzeszą znajomych goszczących pielgrzymów) do następujących wniosków: prawdziwa ciekawość świata i innych ludzi zaczyna się poza zasiekami Europy.
Pierwsza w nocy zastała Wu wznoszącego toasty cydrem i zakąszającego ogórkiem małosolnym, podczas gdy Jesus i Alberto chrapali już snem sprawiedliwego.
***
A jednak Włoszki umieją po polsku :)
I pomyśleć, że na całym świecie są miliardy takich fajnych ludzi, z którymi można usiąść do stołu.
Z ostatniej chwili: na przykład KASIA z Alzacji, za którą właśnie zamknęły się drzwi Deszczowego Domu.
Kasiu, dziękuję za odwiedziny! :*
Barszcz i pierogi moje ulubione;) tez bym Jareckiej podziękowanie w języku ojczystym wystawiła. Agnieszka
OdpowiedzUsuńRodzina też mi wystawiła, bo strasznie dawno nie robiłam pierogów :)
UsuńSzczęściarze. U mnie tylko na wigilię - siostra ma szykuje. Ja jakoś nie mam odwagi.
UsuńI ja byłabym wdzięczna :) zwłaszcza za pierogi bo uwielbiam, a mi jakoś nie wychodzą ;)
OdpowiedzUsuńFajnie, że istnieją takie rodziny, które mogą i chcą otwierać swoje domy i gościć młodzież:)
A powiem jeszcze, że pierogi wyszły suuuper. I Włoszki ledwie dziobnęły, więc sporo zostało dla nas na drugi dzień :)
UsuńTo się Włoszki nie znaja...
UsuńA powiem jeszcze, że pierogi wyszły suuuper. I Włoszki ledwie dziobnęły, więc sporo zostało dla nas na drugi dzień :)
UsuńPierogi z czym? Z czym???
UsuńRuskie, żeby było po polsku (buhaha) i z mięsem, żeby coś zjadły ;)
UsuńJak nic, teraz zwabieni pierrrogami stawią się do Jareckich pielgrzymi bloggerowi ze wszystkich stron świata. Natomiast najlepszym straszakiem kulinarnym na zagraniczniaków (bez znaczenia pielgrzymi czy cywile) są polskie flaczki, a na drugim miejscu bigosik ;)
OdpowiedzUsuńJa też uciekam przed flakami i bigosem. Tylko w sezonie młodej kapusty duszę ją z odrobiną swojskiej (KONIECZNIE) kiełbasy. Ale ogólnie jest tu strefa bezbigosowa i bezflacza.
UsuńChętnie podzieliłabym się swoim nowo nabytym doświadczeniem w karmieniu pielgrzymów, ale... wzmianka w nawiasie sprawiła, że (zupełnie niestosownie) płaczę ze śmiechu. Może wrócę jak później ;)))
OdpowiedzUsuńO którym nawiasie mówisz? O dziewczynach? :)))
UsuńWróć koniecznie i powiedz: CZYM ICH KARMIŁAŚ?
Jeżu kolczasty, żeby tak kto przede mną tę michę z pierogami postawił...! Rozmarzyłam się.
OdpowiedzUsuńP.S.
Spręż się proszę z odpowiedzią na maila ;)
Już odpowiedziałam!
UsuńOch pierogi! Chętnie się zgłoszę jako następny gość - liczę na takie samo traktowanie i zgłaszam zapotrzebowanie na wiele talerzy pierogów :) Mniam ruskie... chyba machnę w weekend to przepyszne danie. :D
OdpowiedzUsuńJa nie zamierzam robić pierogów aż do Bożego Narodzenia. Ament.
Usuńi dla takich pozytywnych postów czytam blogi...
OdpowiedzUsuńwakacyjne pozdrowienia dla całej gromadki :)
A ja chyba piszę bloga dla takich pozytywnych komentarzy :)
Usuńale tak po prawdzie to zdjęcie pierogów mogłaś zapodać...
Usuńtyle tu fanek w komentarzach ;)
Ha! Już to widzę- pielgrzymki do Deszczowego Domu z nieśmiertelnym -Dzień dobry, przyszłam na pierogi.
OdpowiedzUsuńJa tam jestem ciekawa czym Ciebie ugoszczą Chińczycy.
UsuńWielkie serce ma Jarecka.
OdpowiedzUsuńTaa, Tumnus coś o tym wie ;)
UsuńWłoszki zaprosiłaś, jego nie.... ;)
UsuńWielkie, a w komorach i przedsionkach stosy pierogów!
UsuńMmm, gdybym wiedziała gdzie mieszkasz to na pewno chętnie bym wpadła do ciebie na "małą" porcyjkę pierożków :)
OdpowiedzUsuńDementuję stanowczo jakobym miała tu fabryczkę pierogów! Sama za to chętnie dam się zaprosić :))
Usuńa ja czekałam na inne zdanie w języku włoskim.. które to Jarecka wraz z resztą świty wyszukiwała w rozmówkach włoskich podczas swojej pierwszej wizyty w tym pięknym kraju... a tu nie ma :D nie nadawało się :D buziaki
OdpowiedzUsuńBij, zabij, nie pamiętam tego zdania! Ale inne tam, pojedyncze słówka owszem ;)...
UsuńPatrz, to już 18 lat minęło a my nadal piękne i młode.
Jak ty, Jarecka, mogłaś przejawić uczucia macierzyńskie w stosunku do kogoś, kto się "tak, tak, nie, nie" po naszemu nie naumiał. To niepatriotyczne i nie po chrześcijańsku!
OdpowiedzUsuńA tak serio, to świetnie, że masz taki otwarty dom, przez który młoda międzynarodowa i międzykulturowa energia przepływa. Tak trzymać.
Sama tego nie ogarniam, że ja do nich z sercem jak one po ludzku nie rozumiejo... i barszczu nie jadajo!
UsuńJareckiej dziekuje za ten smsowy spontan:))))Do nastepnego!
OdpowiedzUsuńI za kawke pyszna takoz!
Hahahaha :-) Uśmiałam się ;-D my też przyjmowaliśmy Włoszki i przyjaźnimy się z nimi cały czas. Miały listę z polskimi zwrotami i pytały nas o wymowę, zawsze mówiły "dzień dobry" i "dobranocz" :-) Mąż zrobił im po prostu jajecznicę a ja sałatkę ala grecką i były zachwycone i ciągle prosiły o dokładkę :-) Na śniadanko dostawały płatki z mlekiem, słodkie drożdżówki i dżem oraz miód, kawa im nie smakowała, mówiły, że za słaba ;-) A na obiad to ziemniaki, mielone i mizeria. Mizeria bardzo im smakowała. Ja myślę, że chyba zbyt wyrafinowane dania im podaliście ;-D A pierogi to ja UWIELBIAM, niestety przy dwójce maluchów po prostu kupuję w pizzerii, ale domowe, prawdziwe! :-)
OdpowiedzUsuń