Nie dość, że tytuły niezgrabne to jeszcze mylące.
Bo to nie będzie poradnik, lecz wrażenia matki, którą nieobliczalny podmuch osobistej historii zaniósł na drugą stronę (lustra? barykady? drzwi?).
POCZĄTKI
Nigdy, przenigdy Jarecka nie marzyła o pracy w przedszkolu.
Nigdy, przenigdy nie zachwycała się małymi dziećmi, nie robiła tiu tiu do małych dziewczynek w falbankach i drwiła bezlitośnie z młodzieńczych marzeń własnej mamy, która śniła o pracy przedszkolanki.
(Tu następuje chichot losu. Głośny)
Mniejsza o pobudki. I tak Wierny Czytelnik Deszczowego Domu nie uwierzy, że był taki moment w życiu Jareckiej, gdy uznała, że to doprawdy niepodobna pogodzić pracę na etacie z pisaniem pracy magisterskiej i kilkoma wycieczkami do odległej uczelni celem skończenia pracy dyplomowej. NIE WSZYSTKO NARAZ!!
(Tu następuje głośny rechot Czytelników)
Jarecka zaczęła pracę w dwóch przedszkolach jako instruktor zajęć plastycznych. Zieloniutka była jak szczypior a jej obojętność względem dziecięcej specyfiki nie pomagała zrazu w pracy, niemniej zajęcia cieszyły się coraz większym powodzeniem. To, co miało być chwilowym sposobem na zarobek trwało w efekcie siedem lat i przebiegało według schematu - rok pracy, rok zajmowania się własnym niemowlęciem, rok pracy, rok z niemowlęciem, itd. Przy czym dodać trzeba, że w latach, na które przypadły "urlopy macierzyńskie", Jarecka prowadziła prywatne zajęcia plastyczne w domach swoich uczniów, w soboty i wieczorami.
A teraz wyobraźmy sobie osobę, która od zawsze marzyła o własnym przedszkolu, która weszła w posiadanie pewnej puli pieniędzy i której los podsunął Jarecką jak na tacy! Osobie tej, zwanej dalej Derektorką, wydała się Jarecka kandydatką doskonałą. Wykształcenie, doświadczenie i komplet cech, jakimi dysponuje każda matka wielodzietna, czyli: podzielność uwagi, zarządzanie czasem i zasobami ludzkimi, czujność, wyobraźnia, refleks, itp., itd. - czego chcieć więcej!
I otóż osoba ta, Derektorka, zatrzymała pewnego dnia swój samochód na błotnistej drodze, po której szła Jarecka z Trójką i półtoraroczną Czwórką w wózku, odkręciła szybę, rzuciła spojrzenie znad ciemnych okularów i powiedziała:
- No to zaczynamy.
C.D.N.
O jacie klimaty znajome. czekam na cdn - obgryzam paznokcie z niecierpliwością
OdpowiedzUsuńLiczę na Twoje trzy grosze! :))
UsuńCliffhanger!
OdpowiedzUsuńCzekam w napieciu!
Niecierpliwie wypatruję ciągu dalszego ...
OdpowiedzUsuńNo to się będzie działo, przeznaczenie Jarecką dopadnie. :)
OdpowiedzUsuńo, jakżeż znany mi złośliwy losie pracy zawodowej...! tyle że ja wylądowałam w szkole... ;D
OdpowiedzUsuńA wyobraź sobie, że są tacy, co marzą o pracy w szkole!
UsuńPodobno.
Czy to wszystko działo się na rubieżach?
OdpowiedzUsuń:D :D :D
Pozdrawiam wciąż młodą Przedszkolankę :)
Szczegóły geograficzne przemilczę ;)
UsuńJarecko Droga nie trzymaj w napięciu, dawaj cd!!!
OdpowiedzUsuńNo tak...to i moje marzenie...niestety. W tych czasach o taką posadę trudno...
OdpowiedzUsuńTak. Niezwykle trudno o posadę z marzeń ;)
UsuńSię zapowiada ciekawie. ...
OdpowiedzUsuńdrrreszczyk emocji ;)
OdpowiedzUsuńZnam ten typ. Nie tiutiajacych. Traktujacych malych ludzi -powaznie. Dzieci taki typ-uwielbiaja:)
OdpowiedzUsuńNo właśnie. Niby to wiedziałam, ale w praktyce było to dla mnie jednak niezwykłe odkrycie - ja byłam sobą, dzieci sobą, i obustronnie uznaliśmy ten fakt. Jedne dzieci lubiłam bardziej, inne wcale (tak bywa też z lubieniem dorosłych) ale wszystkie traktowałam jednakowo - ze zwykłym, powszednim szacunkiem dla człowieka. Fakt, iż te dzieci lgnęły do mnie wprawiał mnie nieustannie w osłupienie.
UsuńTeraz coś mi się zmieniło. Zdarza mi się tiu tiu.
Cóż, trzeba z tym żyć ;P
Ja też nie z tiutiających - i dzieci lubią zajęcia ze mną;-0
UsuńOdkrycie: kiedy mieszkałm w Austrii - tam ZERO tiutiających! - dzieci i dorośli zupełnie inaczej siebie potem traktują! Piękne...
Jarecka!! MI też się tak wszystko zaczyna...
Zatrzymuje się jakaś Derektorka lub Derektor i "zaczynamy!"...
I ja tez tak UWIELBIAM ztrzymywac innych....
U nas ciągle normą jest reagowanie śmiechem na dziecięce pytania i stwierdzenia (zżymałam się na to kilka postów wstecz) Raz zdarzyło mi się tak córce zaśmiać w nos - bo to, co powiedziała było bardzo zabawne, słodkie, rozkoszne itp.. a ona się rozpłakała...
UsuńInna powszechna zmora to przytaczanie zabawnych wypowiedzi dzieci w ich obecności (cioci, babci, przyjaciółce).
suspens Jareckiej, tylko czekać na zakończenie w stylu Hitchcocka:))
OdpowiedzUsuńW napięciu i z niepokojem czekam na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńMa Jarecka zmysł budowania zaciekawienia i oczekiwania na ciąg dalszy.
Ja pracuje w szkole i KOCHAM swoją pracę :) i już nie mogę się doczekać aby wrócić po długiej przerwie :)))) co prawda moi uczniowie już przedszkolakami nie są.... ale czasami się tak zachowują ;)
OdpowiedzUsuńczekam na ciąg dalszy :)
Obywatelko Jarecka!
OdpowiedzUsuńObywatelka nie dręczy czytelnika, tylko DAJE DALEJ!
czekamy, czekamy.......z (nie)cierpliwością ;-)
OdpowiedzUsuńivonesca
"podzielność uwagi, zarządzanie czasem i zasobami ludzkimi, czujność, wyobraźnia, refleks" - co tu więcej mówić - po prostu Jarecka jest kandydatem idealnym!!! (bez względu na stanowisko!) Ale skoro to praca idealna spotkała idealną kandydatkę Jarecką, to związek na długie lata murowany! :)))))
OdpowiedzUsuńI co dalej, i co???